– Gdzie i kiedy zaczyna się historia rodzinna?
Historia rodziny zaczyna się w latach trzydziestych XX wieku, kiedy
Polacy mieszkający na
zachodniej Ukrainie zostali deportowani do Kazachstanu. Decyzją władz
sowieckich musieli
opuścić swoje domy w trybie natychmiastowym, mając zaledwie dobę na spakowanie
najpotrzebniejszych rzeczy. Zostali załadowani do wagonów towarowych, w których
panowały bardzo trudne warunki – zimno, brak jedzenia i podstawowych
środków do życia.
Podróż trwała kilka miesięcy, a na trasie wielu ludzi umierało.
– Jak przodkowie radzili sobie w drodze do Kazachstanu?
Pradziadkowie, bracia Piotr i Iwan Siedleccy, byli bardzo pracowici i
zaradni. Podczas
postojów na stacjach naprawiali buty zarówno innym deportowanym, jak i
miejscowej
ludności – Kazachom. Dzięki temu otrzymywali w zamian jedzenie, ciepłe
ubrania i inne
niezbędne rzeczy, które pomagały im przetrwać ciężką podróż. Niestety,
mimo ich starań,
praprababka Adela i jej mąż Piotr stracili dwoje swoich dzieci, które
nie przeżyły drogi do
Kazachstanu.
– Jak wyglądało osiedlenie deportowanych na miejscu?
Po dotarciu na stację Suchotino (dzisiejsza Tajynsza) deportowani
zostali rozdzieleni na tzw.
„toczki” – miejsca osiedlenia. Obiecano im domy lub mieszkania, ale
rzeczywistość była
zupełnie inna. Zostali pozostawieni na otwartym polu, gdzie jedynym
schronieniem były
prowizoryczne namioty, w których mieszkało po kilka rodzin. Zima
zbliżała się nieubłaganie,
więc musieli radzić sobie sami. Polacy, znani ze swojej pracowitości i
wzajemnej pomocy,
zaczęli budować ziemianki, by przetrwać mrozy.
– Co stało się z rodziną po deportacji?
Babcia Ewy, Walentyna, oraz jej brat Wiktor dorastali w sierocińcu,
ale mimo trudnych
warunków nie stracili ze sobą kontaktu. Walentyna obecnie mieszka w
Polsce, dokąd
przeniosła się jej rodzina, w tym córka Aida z rodziną oraz syn Żan.
Sama Ewa i jej rodzina
również przeprowadzili się do Polski dwa miesiące temu. Bardzo podoba
jej się język polski,
kultura i kuchnia, a w przyszłości chce zostać lekarzem.
Z Ewą Wojtaluk rozmawiała Ewa Rogowiecka, obie uczennice Kolegium św.
Stanisława Kostki



